Wtorek, 22 listopada 2011
rachunek strat i braku strat
Dzisiejszy dzień był całkiem zwariowany. W pracy kręcili jakieś filmy korporacyjne, oczywiście szybko dostrzeżono moją aparycję gwiazdy (i takowe maniery ;)) oraz nieprzeciętny talent, więc dostałam jedną z głównych ról :) Na pracę pozostało niewiele czasu, wiecie jak to jest - dubel za dublem, dodatkowe ujęcia... Najgorsze, że nie zdążyłam odrobić pracy domowej z hiszpańskiego. I na zajęcia wyszłam już spóźniona, musiałam pędzić.
Najszybsza droga prowadziła chodnikiem. Ledwo uszłam z tego cało, to istny tor przeszkód! Na bikestats powinny być dodatkowe punkty za przejeżdżanie tuż przed wyjeżdżającym z bramy autem albo przez remontowane odcinki. Przez dawno nieremontowane także ;)
Właśnie po przejechaniu takiej ukrytej przeszkody usłyszałam na chodniku dźwięk upadającego chyba plastiku. Spojrzałam tylko że odblaski mam (zdarzało się, że wypadały), licznik też, i pojechałam dalej.
W drodze powrotnej usłyszałam za sobą brzęk metalu. Tym razem zatrzymałam się i odnalazłam źródło hałasu. Wyglądało to jak fragment skuwacza do łańcucha. Ktoś zgubił? Czy to mój? Schowałam pod siodło i pojechałam dalej. Za chwilę znów ten dźwięk. Jak to? To ten sam fragment skuwacza! Sprawdzam torbę - zapięta. Sprawdzam dalej - z boku dziura na 5 cm... A w środku łatki na dętkę i pustka :(
Szybko wróciłam pamięcią do pierwszego usłyszanego za sobą hałasu i zawróciłam w poszukiwaniu pogubionych gratów. Oczywiście nic już nie znalazłam. Z moją kurzą ślepotą całkiem prawdopodobne, że nawet pomimo prędkości ok 10 km/h i tak nie dojrzałabym zguby, nawet gdybym przejechała tuż obok niej.
Po chwili złość zniknęła i naszły mnie refleksje. Zrobiłam bilans tegorocznych strat. Najpierw ukradli mi bidon. Potem straciłam zestaw: kask, rękawice, czapkę, okulary, kompas i mapnik. A teraz zgubiłam podręczne narzędzia... Sporo tego, niedługo głowę zgubię :(
Patrząc jednak z drugiej strony - w tej reklamówce z kaskiem i innymi mógł być też pulsometr, bluza i kurtka. Cudem ich tam nie było i ich nie straciłam! Pod pracą zawsze zostawiam światła na rowerze i ich też mi nikt nie zwinął! A wtedy gdy parkując przy Piotrkowskiej przypięłam koło do ramy, a o stojaku zapomniałam? Nikt nie zainteresował się rowerem. W ogólnym rozrachunku wychodzę na 0 albo nawet na plus :) Dorzucę do tego te wszystkie sytuacje, w których niewiele brakowało do wypadku... Mam jednak chyba trochę szczęścia :)
Najszybsza droga prowadziła chodnikiem. Ledwo uszłam z tego cało, to istny tor przeszkód! Na bikestats powinny być dodatkowe punkty za przejeżdżanie tuż przed wyjeżdżającym z bramy autem albo przez remontowane odcinki. Przez dawno nieremontowane także ;)
Właśnie po przejechaniu takiej ukrytej przeszkody usłyszałam na chodniku dźwięk upadającego chyba plastiku. Spojrzałam tylko że odblaski mam (zdarzało się, że wypadały), licznik też, i pojechałam dalej.
W drodze powrotnej usłyszałam za sobą brzęk metalu. Tym razem zatrzymałam się i odnalazłam źródło hałasu. Wyglądało to jak fragment skuwacza do łańcucha. Ktoś zgubił? Czy to mój? Schowałam pod siodło i pojechałam dalej. Za chwilę znów ten dźwięk. Jak to? To ten sam fragment skuwacza! Sprawdzam torbę - zapięta. Sprawdzam dalej - z boku dziura na 5 cm... A w środku łatki na dętkę i pustka :(
Szybko wróciłam pamięcią do pierwszego usłyszanego za sobą hałasu i zawróciłam w poszukiwaniu pogubionych gratów. Oczywiście nic już nie znalazłam. Z moją kurzą ślepotą całkiem prawdopodobne, że nawet pomimo prędkości ok 10 km/h i tak nie dojrzałabym zguby, nawet gdybym przejechała tuż obok niej.
Po chwili złość zniknęła i naszły mnie refleksje. Zrobiłam bilans tegorocznych strat. Najpierw ukradli mi bidon. Potem straciłam zestaw: kask, rękawice, czapkę, okulary, kompas i mapnik. A teraz zgubiłam podręczne narzędzia... Sporo tego, niedługo głowę zgubię :(
Patrząc jednak z drugiej strony - w tej reklamówce z kaskiem i innymi mógł być też pulsometr, bluza i kurtka. Cudem ich tam nie było i ich nie straciłam! Pod pracą zawsze zostawiam światła na rowerze i ich też mi nikt nie zwinął! A wtedy gdy parkując przy Piotrkowskiej przypięłam koło do ramy, a o stojaku zapomniałam? Nikt nie zainteresował się rowerem. W ogólnym rozrachunku wychodzę na 0 albo nawet na plus :) Dorzucę do tego te wszystkie sytuacje, w których niewiele brakowało do wypadku... Mam jednak chyba trochę szczęścia :)
- DST 22.11km
- Czas 01:17
- VAVG 17.23km/h
- VMAX 35.00km/h
- Temperatura -1.0°C
- Sprzęt Viper
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj