Informacje

  • Wszystkie kilometry: 4825.01 km
  • Km w terenie: 0.00 km (0.00%)
  • Czas na rowerze: 10d 21h 51m
  • Prędkość średnia: 17.97 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy SylaNaRowerze.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

z mapą

Dystans całkowity:649.60 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:37:19
Średnia prędkość:15.09 km/h
Maksymalna prędkość:44.88 km/h
Maks. tętno maksymalne:190 (94 %)
Maks. tętno średnie:148 (73 %)
Suma kalorii:29279 kcal
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:72.18 km i 4h 39m
Więcej statystyk
Niedziela, 22 kwietnia 2012 Kategoria z mapą, zamiastowo

BPK

W pewną słoneczną niedzielę wybraliśmy się z Piotrem do Bolimowskiego Parku Krajobrazowego i objechaliśmy pozostałą część trasy jaka jest zaplanowana na zbliżający się Bike Orient.
Tym razem jeździliśmy po lesie jeszcze ciekawszym i ładniejszym, i wycieczka sprawiła nam prawdziwą frajdę.
Kierownik rozplanował umieszczenie punktów kontrolnych, a ja starałam się dotrzymać kroku (koła) i dokumentować nasze poczynania.
W takich chwilach przydałyby się lepsze umiejętności fotografowania, ale ich nie posiadam i zainteresowani muszą się zadowolić tym, co poniżej. Za to obiecuję, że w rzeczywistości jest tam duuużo ładniej :)

znalazła się nawet spora górka © SylaNaRowerze1


droga przez las :) © SylaNaRowerze1


jeden PK będzie zlokalizowany przy tej łące © SylaNaRowerze1


PK przy strumyczku © SylaNaRowerze1


Według mapy tą drogą dało się przejechać - tereny wojskowe nieco nas zaskoczyły © SylaNaRowerze1


objazd terenów wojskowych zaowocował znalezieniem tej niezwykle wygodnej drogi © SylaNaRowerze1


ale są też wyborne, szybkie i miłe dla oka drogi :) © SylaNaRowerze1


znaleźliśmy stary cmentarz, a właściwie chyba mogiłę © SylaNaRowerze1


obok znajduje się ogromne mrowisko, wiecie jak tam głośno? © SylaNaRowerze1


kolejny punkt znajdzie się przy tym strumieniu/rowie. Piotr nie dał się przekonać, żeby umieścić go po drugiej stronie ;) © SylaNaRowerze1


tak wygląda dojazd do punktu. Nie jest źle, prawda? :) © SylaNaRowerze1


Jechaliśmy sobie tak przez las, miło i przyjemnie, aż Piotr stwierdził: "W ogóle nie ma tu piachów, zauważyłaś?" Zauważyłam to, co kryło się za zakrętem:
piachu miało nie być © SylaNaRowerze1


pomęczyliśmy się tylko kawałek i wyjechaliśmy na taki piękny asfalt © SylaNaRowerze1


spieczone drzewa © SylaNaRowerze1


ja bym przeszła przez tę kładkę, taka zachęcająca, ale trasa prowadziła w inną stronę © SylaNaRowerze1


raz jechaliśmy wygodną przecinką © SylaNaRowerze1


by za chwilę trafić na kanał ;) © SylaNaRowerze1


tak dobiliśmy do kolejnego PK © SylaNaRowerze1


zdjęcie wykonane na rozkaz kierownika, musiałam biec przez jeżyny, żeby zdążyć uchwycić te brzozy na tle zbierających się chmur © SylaNaRowerze1


ten strumień zaskoczył nas swoją wielkością, postanowiliśmy go jednak objechać, choć kusiło przeprawianie się © SylaNaRowerze1


ostatnim razem spotkaliśmy w puszczy Żubra, tym razem żmiję © SylaNaRowerze1


żeby nie straszyć - w BPK znajduje się dużo wygodnych, szybkich dróg szutrowych, którymi też da się dojechać do wielu punktów © SylaNaRowerze1


tylko że akurat my sprawdzaliśmy te mniej wygodne ;) © SylaNaRowerze1


niepozorny strumyk, a taki głęboki © SylaNaRowerze1


100 metrów dalej znalazł się mostek :) © SylaNaRowerze1


i jeszcze jedna łąka © SylaNaRowerze1


widok z punktu © SylaNaRowerze1


Piotr postanowił się wykąpać, ja poprzestałam na odpoczywaniu na ławeczce © SylaNaRowerze1


okolica zachwyca, ale tu bym mieszkać nie chciała ;) © SylaNaRowerze1


Puszczę Bolimowską zamieszkuje wiele gatunków ptaków, ale flaminga się nie spodziewałam © SylaNaRowerze1


Joachimów-Mogiły, cmentarz żołnierzy niemieckich z I wojny światowej © SylaNaRowerze1


a tu już Dolina Rawki © SylaNaRowerze1


i jeszcze Rawka © SylaNaRowerze1


i jeszcze © SylaNaRowerze1


i jeszcze raz © SylaNaRowerze1


Rawka © SylaNaRowerze1


okolica kolejnego Punktu Kontrolnego © SylaNaRowerze1


I to koniec wycieczki. Wszystkie punkty kontrolne zostały wyznaczone, okolica rozpoznana, dojazd sprawdzony. Trafiliśmy na okres po sporych opadach deszczu i wiele dróg zamieniło się w bagna, ale w czerwcu powinno być sucho i przejezdnie. Zapraszamy! Przygotowania do rajdu trwają nadal, impreza zapowiada się naprawdę ciekawa :)
  • DST 66.45km
  • Czas 04:27
  • VAVG 14.93km/h
  • VMAX 31.89km/h
  • HRmax 186 ( 92%)
  • HRavg 135 ( 67%)
  • Kalorie 2739kcal
  • Sprzęt Viper
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 14 kwietnia 2012 Kategoria z mapą

MTBO - 10 edycja, Śródborów

Pierwszy maraton na orientację w tym roku, start z Otwocka, do znalezienia 15 punktów kontrolnych rozłożonych na trasie ok. 100 km.

Plan zakładał poprawienie wyniku sprzed pół roku. Wtedy przejechałam 65 km i zdobyłam 5 PK, które dały mi 9 punktów przeliczeniowych oraz 56 miejsce na 69 open i 18 na 25 wśród pań.
Z biznesowego punktu widzenia wiem, że to cel bardzo słabo określony :) Wydawało mi się, że nie muszę go dookreślać, bo powinnam z łatwością poprawić każdy z tych parametrów. A tymczasem... na starcie pojawiło się prawie 100 osób więcej, warunki na trasie były znacznie trudniejsze i tym razem 56 miejsce open to byłby rewelacyjny wynik :)

Jeszcze w piątek wieczorem miałam wątpliwości czy w ogóle jechać na ten maraton. Czułam się bardzo słabo przygotowana kondycyjnie, zmęczona po ciężkim tygodniu, a wyjazd o 5:30 nie zapowiadał, że zdążę się wyspać. Ale nie ma co szukać wymówek, kolejne MTBO dopiero za pół roku, więc tego nie mogłam przegapić :)

Na miejsce dojechaliśmy sporo przed startem. Dosyć nieprzyjemny deszcz nie zachęcał do wyjścia z auta, ale na szczęście minął przed 10 i już nie wrócił :) Pogoda się poprawiła na tyle, że większość trasy przejechałam w koszulce z krótkim rękawem.

Pierwszy rzut oka na mapę - skala 1:70000, wyłączone drogi krajowe, punkty głównie w lesie - w końcu to maraton terenowy :)
Piotr proponuje, żebym pojechała z nim - najpierw na 1, potem zobaczymy. Więc jadę. ALE zanim przepchałam się przez tłum na boisku, On już zniknął :) Wiedziałam, że będę miała problemy z dotrzymaniem tempa, ale nie spodziewałam się aż takich ;)
Pojawił się za to spóźniony Bart. Zagadaliśmy się, nie opracowaliśmy strategii i... tak sobie pojechaliśmy na wycieczkę :) Dobrze się bawiliśmy, a punkty zdobywaliśmy tylko przy okazji :)



Na początek ta nieszczęsna jedynka. Bart znalazł drogę, niestety prowadziła przez bagna ;) Zaczęliśmy od przemoczenia butów, porysowania łydek i dużej straty czasu. A potem źle wyjechaliśmy z punktu i zamiast do 2 jechaliśmy na południe. Chwila refleksji - powinniśmy jechać na 2! Bardzo nie po drodze będzie jechać do niej później... Ale z drugiej strony dojazd do 10 był taki wygodny, dawał odpoczynek od błota i wydawał się łatwy i szybki do zdobycia. Potem 14 i 9, wtedy powrót do 2, następnie 3, 4 i 5. Wydawało się do zrobienia :)

dwa różne buty i dwie różne skarpetki © SylaNaRowerze1


Do 10 dojechaliśmy bez problemu, na pewno dzięki temu, że to ja przejęłam nawigację ;) Ale już wyjazd z punktu znowu zły i musieliśmy się kawałek wracać. Jednak do 14 dojechaliśmy w miarę sprawnie, tutaj chyba nawet nie za wiele błota było po drodze. Do 9 blisko, ale my potrafiliśmy sobie urozmaicić tę drogę, dzięki czemu nie była ani szybka, ani łatwa. W końcu po odnalezieniu niebieskiego szlaku jedyna sprzeczka co do koncepcji dalszego dojazdu zakończona podwójnym sukcesem (czyli wygrała moja opcja, a dodatkowo punkt jak po sznurku :))
Tutaj zauważyłam, że mój licznik coś nie styka i nie mierzy nic. Nie wiem ile tak przejechałam, więc nie jestem pewna dystansu ani czasu jazdy. Ale całość podaję tak, jak zmierzone.

Do dwójki trzeba było przebić się przez krajówkę. Oczywiście dwoje bystrzaków nie dostrzegło, że kawałek można nią przejechać - akurat ten, którego było nam trzeba. Ja nawet to zaproponowałam, ale mój prostolinijny towarzysz odrzucił zdecydowanie ten pomysł i w efekcie tłukliśmy się przez baaardzo błotną drogę (to właśnie tu zdarzyły się dwie efektowne wywrotki prosto w kąpiel błotną), potem znów spory błąd - mieliśmy poruszać się w miarę równolegle do krajówki Bart, zapamiętał że równolegle, ale do... torów. No i powrót, a droga łatwa nie była. Dotarliśmy do Celestynowa, odpoczęliśmy trochę na szybkim asfalcie i w miarę sprawnie dotarliśmy to PK 2.

żeby nie było za nudno, to wrzucam zdjęcie Tymoteuszki - pojechała lepiej niż ja i jeszcze miała czas pstrykać niezłe foty - szacun :) To PK2 © Tymoteuszka


To był taki łatwy punkt, a my sobie utrudnialiśmy życie brodząc w błocie :) Krótka chwila na popas i olśnienie! Zegarek na pulsometrze chodzi wg czasu zimowego. Jest 16, nie 15! Więc nie zdążymy już odwiedzić trzech zaplanowanych punków, właściwie pora wracać do bazy. Dobrze, że w ogóle to zauważyłam, bo bylibyśmy na ładnym minusie ;)

Do trójki tak szybko jak się dało, chociaż muszę przyznać, że nie miałam już za dużo motywacji... Na szczęście powrót do bazy asfaltem. Wrócił humor, mimo słabego, jak na oczekiwania, wyniku.
Ale przez cały ten dzień jakoś mało myślałam o wyniku, nie spinałam się, a raczej czerpałam przyjemność z jazdy, ciekawych terenów i dobrego towarzystwa :)

Efekt: odwiedzonych 6 PK o łącznej wadze 14 (więc lepiej niż pół roku temu), 111 na 162 miejsce open, 24 na 39 miejsce w kategorii pań (procentowo też wychodzi lepiej).
Do tego 11 siniaków na nogach! Porysowane łydki to też nic nowego, może się w końcu kiedyś przekonam do długich spodni...

Tymoteuszka złapała nawet mnie na jednej focie :) wyglądam jakbym była tam za karę, ale to tylko pozory © Tymoteuszka


Powrót w bardzo miłym towarzystwie Piotra :) Generalnie dzień dobry na spotkania towarzyskie, nie na jazdę. Ale może następnym razem będzie lepiej ;)

Czas na jakieś wnioski...
- spać! przed rajdem
- pomyśleć! przed samym startem i może jednak zaznaczać wybrany wariant przejazdu zakreślaczem
- myśleć w trakcie o trasie, a nie o niebieskich migdałach ;)
- na plus dobra ilość płynów i jedzenia, dobry dobór ciuchów
  • DST 59.91km
  • Czas 04:01
  • VAVG 14.92km/h
  • VMAX 37.43km/h
  • HRmax 189 ( 94%)
  • HRavg 140 ( 69%)
  • Kalorie 3092kcal
  • Sprzęt Viper
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 24 marca 2012 Kategoria z mapą, zamiastowo

w poszukiwaniu punktów kontrolnych, których nie ma

Nie ma jeszcze. Ale będą na Bike Orient :)
Wszyscy zainteresowani wiedzą, najbliższa edycja odbędzie się w Puszczy Bolimowskiej. Trasa już z grubsza zaplanowana i powiem Wam, że zapowiada się baaardzo ciekawie :)

Odwiedziliśmy z Piotrkiem kilka przyszłych punktów, obejrzeliśmy teren, możliwości dojazdu, wybraliśmy konkretne miejsca do zawieszenia lampionów i zrobiliśmy kilka zdjęć.
Architekt, budowniczy trasy i kierownik wycieczki zapatrzony w mapę © SylaNaRowerze1


jedno z najwyższych wzniesień - generalnie w BPK jest płasko © SylaNaRowerze1


drogi piaszczyste, ale w większości dobrze ubite © SylaNaRowerze1


w BPK drogi dobrze oznakowane ;) © SylaNaRowerze1


Wiecie gdzie stoi ta chałupka? Ta wiedza może się przydać ;)
tradycyjna zabudowa © SylaNaRowerze1


jest! tu będzie punkt © SylaNaRowerze1


I jeszcze jeden domek:
zakochałam się w tych chałupkach ;) © SylaNaRowerze1


Dojechaliśmy do wielkiego placu budowy:
będziemy mieć autostradę na Euro? © SylaNaRowerze1


kawałek da się przejechać drogą koło budowy © SylaNaRowerze1


w którą stronę? © SylaNaRowerze1


Jedziemy w stronę Polany Siwicy.
rezerwat przyrody - rośnie tu 9 gatunków chronionych i 4 gatunki umieszczone na liście roślin zagrożonych w Polsce © SylaNaRowerze1


bez zgody wojewody lepiej tam nie wchodźcie, żadnego PK na środku nie ma ;) © SylaNaRowerze1


W Puszczy Bolimowskiej jest masa zwierząt! Cały czas ptaki robią mnóstwo hałasu, spotkaliśmy lisa i sarnę, a nawet żubra!
Żubr w trawie (w liściach) puszczy © SylaNaRowerze1


w czerwcu na tej polance zjawi się wielu gości... © SylaNaRowerze1


Poniższe miejsce zapamiętam na długo. Przejechałam kawałek tej drogi trzykrotnie. Prawdopodobnie w okolicach tej kapliczki zgubiłam licznik rowerowy. Nie mogło się obejść bez ofiar ;) Gdyby go ktoś znalazł, to mam do niego podstawkę i czujnik kadencji, tanio sprzedam ;)
malownicza kapliczka © SylaNaRowerze1


i jeszcze zbliżenie, bo ładna taka © SylaNaRowerze1


napis mówi sam za siebie © SylaNaRowerze1


dawna gajówka © SylaNaRowerze1


Do następnego punktu najwygodniej byłoby dojechać autostradą. Jest to zamknięty teren budowy, ale mój wrodzony urok sprawił, że panowie ochroniarze nas wpuścili ;) Tutaj praca wre, ale bardzo wygodnie dało się przejechać spory kawałek.
A jakie cudowne widoki się stąd rozciągają! Wcale nie miałam ochoty odchodzić, mogłabym jeszcze trochę się pogapić.
widoczków ciąg dalszy © SylaNaRowerze1


pokusiłam się nawet o panoramę © SylaNaRowerze1


Kiedyś trzeba było jednak zjechać. Wyszło na to, że najlepiej w las. Przedzieraliśmy się między drzewami i jeżynami (tradycyjnie porysowałam sobie łydki), aż dotarliśmy do strumienia. Trzeba było go jakoś pokonać.
dno twarde, płytko... © SylaNaRowerze1


więc idę © SylaNaRowerze1


Od razu uspokajam, że nie jest to jedyna droga. 200 metrów dalej odnalazła się przecinka :)
a można było tędy ;) © SylaNaRowerze1


ta hałda piachu będzie pewnie wysypana na wiadukcie, żeby zwierzaczki mogłby wygodnie przekraczać autostradę © SylaNaRowerze1


w tym przypadku to chyba oksymoron © SylaNaRowerze1


Kiedy wjechali na wyniosłość drogi, oczom ich ukazał się las... krzyży © SylaNaRowerze1


dobra miejscówka na popas :) © SylaNaRowerze1


Piotr się zastanawia jak opisać ten PK. Może "skraj polany"? © SylaNaRowerze1


W drodze powrotnej rzut oka na Rawkę. Niedzielny spływ kajakowy zapowiada się ciekawie :)
Rawka idealna na spływ kajakowy © SylaNaRowerze1


wariant drugi, niekoniecznie łatwiejszy © SylaNaRowerze1


stary młyn przy Rawce © SylaNaRowerze1


No i tak... Dojechaliśmy do połowy punktów, które mieliśmy odwiedzić. Z godzinę szukaliśmy mojego licznika, który gdzieś się skutecznie zaszył. Pojeździliśmy rowerami po autostradzie i niepotrzebnie przeprawialiśmy się przez strumień. Na zakończenie zjedliśmy w Skierniewicach kebaba z podrabianą baraniną i ledwo zdążyliśmy na pociąg. Udane zakończenie udanej wycieczki :)
  • DST 86.50km
  • HRmax 187 ( 93%)
  • HRavg 130 ( 64%)
  • Kalorie 3355kcal
  • Sprzęt Viper
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 26 listopada 2011 Kategoria z mapą

Funex Bike Orient

Moja druga impreza na orientację. Końcówka listopada.
Nie chciałam porywać się z motyką na słońce, wybrałam się na mini-dystans 50 km.

Dojechaliśmy z Jarkiem ok. 7 rano. Po drodze padało, w samej Brodnicy już nie, ale wiało całkiem mocno. Rejestracja i czekamy. Przygotowując się do startu nakładałam na siebie kolejne warstwy poważanie obawiając się pogody...
O 9 wystartował Funex Show, taka króciutka rozgrzewka dla zawodników wszystkich tras. Na ogrodzeniu szkoły i drzewach obok rozwieszono kilkadziesiąt punktów z perforatorami, trzeba było odnaleźć właściwe, podbić je w odpowiedniej kolejności każdy pojedynczo potwierdzając w bazie i dopiero można było otrzymać mapę. Pomysł nawet mi się spodobał, ale organizacja siadła. Zawodnicy podbijali punkty jakkolwiek, nie zwracając uwagi na kolejność, a potem wszyscy pchali się do potwierdzenia. Wygrywał ten, kto ma dłuższe ręce i lepiej umie się rozpychać łokciami. Ja nie umiem, ale jakoś radę dałam ;)
Funex Show Orient - czyli sztuka rozpychania się łokciami © SylaNaRowerze1




Próbuję zaplanować trasę, wiatr już przeszkadza © SylaNaRowerze1


Najbliżej bazy był punkt P18 i od niego postanowiłam zacząć. Z doświadczenia już wiem, że na takie zostawione na "przy powrocie" punkty nie wystarcza potem czasu. Dalej - z braku lepszej koncepcji - postanowiłam jechać zgodnie z ruchem wskazówek zegara. W razie ogromnych problemów z odnalezieniem punktów mogłam odpuścić R38, najbardziej wysunięty na zachód. Chociaż miałam nadzieję, że taki scenariusz jest mało realny - to tylko 6 punktów, ok 50 km, a limit czasu 8 godzin. Powinnam dać radę z wszystkimi.

Już 10 minut po starcie doszłam do wniosku, że jednak nałożyłam na siebie za dużo warstw i spokojnie mogłam jechać w lżejszych butach :/ Buty musiały zostać, ale co mogłam, to z siebie zdjęłam.
Do punktu dojechaliśmy w miarę sprawnie, choć był kawałek odsunięty od drogi i łatwo mogłam go przegapić. Na szczęście zawsze czujny Jarek wypatrzył go bez problemu :)
tam jest punkt P18 - czy wygląda jak skrzyżowanie strumyków? © SylaNaRowerze1


P18 z bliska © SylaNaRowerze1


Dalej pojechaliśmy na punkt K1 - start etapu kajakowego dla trasy Adventure Race. Kusi mnie taka trasa, kiedyś wystartuję :)
Punkt położony bardzo malowniczo, obok starego wiaduktu kolejowego. Chwilę po nas nadjechało tu sporo rowerzystów. Chyba jednak wolę zdobywać punkty w bardziej kameralnej atmosferze. Szukanie sprawia wtedy większe wyzwanie, ale też przyjemność. Bo podejść do tłumu to każdy potrafi ;)
rzeczka w okolicach punktu K1 © SylaNaRowerze1


widok z punktu K1 © SylaNaRowerze1


tory w okolicy punktu K1 © SylaNaRowerze1


Do kolejnego punktu R43 - mostek postanowiłam jechać lasem. Trasa wydawała się dość łatwa i przyjemna, sporą część prowadziła przy torach kolejowych, więc nie można się było zgubić ;) Las w stronę Grążaw bardzo przyjemny, sporo podjazdów ale i fajne zjazdy! Właśnie po jednym takim Jaro uchwycił tę moją radość :)
jadę :) © SylaNaRowerze1


Do punktu dojechaliśmy bez problemu. Mostek był tam, gdzie miał być i punkt też tam był :)
Punkt R43 - mostek. Perforator ukryty w tych krzaczorach po lewej :) © SylaNaRowerze1


mostek z innej perspektywy © SylaNaRowerze1


Przy mostku zrobiło się chłodniej, ciemne chmury zakryły słoneczko. Nawet przez chwilę bałam się deszczu, ale wiatr, który wiał niesamowicie mocno, szybko je przegnał.
zbierają się nade mną ciemne chmury... © SylaNaRowerze1


Zaraz po wyjechaniu na drogę 544 w stronę kolejnego punktu odkryłam sporą niedoskonałość mojego planu. Ten wiatr. Prędkość na liczniku zabójcze 11 km/h. Zjazd ze sporej górki, mocne dociskanie - i wskoczyło na 20 km/h. Czemu wieje mi prosto w twarz? Czemu nie w plecy? Wystarczyło tylko zamienić kolejność zaliczania punktów i jadąc na wschód wykorzystałabym siłę wiatru na swoją korzyść, a wróciłabym spokojnie lasem, gdzie wiatru nie czuć. Tymczasem ja zrobiłam dokładnie odwrotnie... To solidna lekcja, dzięki niej pewnie już zawsze będę uwzględniać wiatr przy planowaniu trasy :)

Zjazd na południe w stronę punktu niewiele pomógł. Co prawda nie wiało już bezpośrednio w twarz, ale nadal mocno, chwilami znosiło mnie na środek ścieżki. Do tego znów masa górek - zjeżdża się fajnie, ale najpierw trzeba podjechać... Wysiłek nagradzały takie widoczki:
pole © SylaNaRowerze1


oprócz błękitnego nieba... © SylaNaRowerze1


Dojechaliśmy do jeziora Szuckiego, punkt znajdował się nieopodal. Tylko co to za punkt? Czego mamy szukać? Zgodnie z opisem to sławojka, nic mi to nie mówi. Kolejna lekcja - jeszcze w bazie upewnić się, że rozumiem opisy punktów! Jarek podejrzewał coś a la kładka, molo i poszedł w stronę jeziora, ja stawiałam na mały lasek i przebijałam się do góry przez gąszcz jeżyn i dzikiej róży. Pamiątki na całym ciele przywiozłam ze sobą do Łodzi :)
przedzieram się przez chaszcze © SylaNaRowerze1


Przy lasku spotkałam innego zawodnika, który opowiedział mi o Sławoju Składkowskim i oświecił mnie co do sławojki :) Punkt znaleźliśmy bez problemu.

sławna sławojka © SylaNaRowerze1


widok z punku 36 © SylaNaRowerze1


Kolejny punkt R38, ten najbardziej wysunięty na skraj mapy, był spokojnie w naszym zasięgu. Jeszcze kawałek pomęczyliśmy się na podjeździe (czułam się prawie jak w niskich górach, tam jest masa wzniesień!), przed Brodnicą znów pod wiatr, ale w samym mieście odpoczęliśmy. Całe szczęście, bo przy wyjeździe z miasta znów czekała nas wspinaczka pod sporą górkę pod wiatr. Pierwszy raz żałuję, że nie mam jak zmierzyć przewyższeń. Oj, tu było ich sporo.

Już niedaleko od punktu zmęczenie umysłu dało się we znaki. Skręciłam za wcześnie. W miarę szybko się zorientowałam, ale Jarek jechał przede mną i nie słyszał jak go wołam. Musiałam za nim pędzić, choć po terenie prawie bagnistym to nie takie proste ;) Na tej pomyłce "zyskaliśmy" ponad 3 km i ponad 20 minut. Po powrocie na trasę jak po sznurku dojechaliśmy do ścieżki prowadzącej na R38. Chociaż słowo "ścieżka" może tu być nadużyciem, to była raczej ścieżynka, która szybko się skończyła. Całe szczęście poziomice na mapie dość jasno wskazały, że mamy tej nory szukać na szczycie wzniesienia. Po Adventure Orient nauczyłam się zwracać na nie uwagę :) No i była.
nora na szczycie - punkt R38 © SylaNaRowerze1


Na punkcie spotkaliśmy zawodnika, który wracał właśnie z R31. Szukał go ponad godzinę i odpuścił. To nie zabrzmiało zbyt optymistycznie... Zwłaszcza, że powoli zaczynało się robić ciemno. Skoro za dnia był z nim problem, to czy znajdziemy go po ciemku? Jasne, że znajdziemy! w końcu mamy w tym już wprawę ;)
Nie wiedzieliśmy tylko od której strony ten punkt ugryźć. Co oznacza "skrzyżowanie"? Czy te przecinki dochodzą do torów? Wyglądało, że tak. Dojechaliśmy więc do torów i szukaliśmy od północy. Ciężko szło, więc trzeba było spróbować wariantu nr 2. Cofnęliśmy się kawałek i znaleźliśmy właściwą przecinkę, potem drugą i trzecią. Tym razem dosłownie najechaliśmy na punkt! Pewnie już tu byliśmy, ale od strony torów go nie widzieliśmy. Oznaczenia były jednak od południa, a nie od północy, jak zaznaczyli organizatorzy.
Jaro na punkcie R31 © SylaNaRowerze1


Komplet punktów jest, pora ruszać do bazy. Tym razem z wiatrem, trochę z górki, więc całkiem sprawnie :) Po drodze remont, nie chciało mi się go omijać i... wjechałam w świeży asfalt :/
Karty oddaliśmy o 17:08. Siedem minut przed czasem. Cienko. Jeszcze w połowie trasy mieliśmy ogromny zapas czasu, na tym mostku byliśmy chyba ok 11:30. Ale z każdym kolejnym punktem się kurczył, aż całkiem zniknął. Trudno, następnym razem się poprawię :) Właściwie się nie poprawię, bo następnym razem nie mam zamiaru wybierać dystansu mini, tylko dystans dla prawdziwych twardzieli ;)

Wnioski:
- przed startem nie zaszkodzi się wyspać
- przed wyruszeniem warto upewnić się, że opisy punktów są jasne
- wziąć pod uwagę wiatr
- bardziej ufać sobie :)

W drodze powrotnej do Łodzi zatrzymaliśmy się na chwilę w Gostyninie, moim rodzinnym mieście. Podjechaliśmy do niedawno wyremontowanego zamku, dobrze go widzieć w takiej świetności. Gdy się przy nim bawiłam jak byłam dzieckiem wyglądał nieco inaczej...
zwiedzanie w drodze powrotnej do Łodzi © SylaNaRowerze1


w moim dzieciństwie zamek wyglądał tak © SylaNaRowerze1


P.S. Tym razem miałam jakiś problem z licznikiem. Wskazał mi prędkość średnią powyżej 15 km/h. Jak to możliwe?
  • DST 64.14km
  • Czas 04:50
  • VAVG 13.27km/h
  • VMAX 44.88km/h
  • HRmax 178 ( 88%)
  • HRavg 143 ( 71%)
  • Kalorie 3765kcal
  • Sprzęt Viper
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 12 listopada 2011 Kategoria z mapą

widział ktoś ostatnio osiemnastkę zagubioną w lesie?

Jaro i ja, Adventure Orient cz.4 i nie ostatnia

Po naprawdę ładnym piątku sobota zapowiadała się równie przyjemnie, więc zdecydowaliśmy, że skoro świt ruszamy zdobyć ostatnie punkty kontrolne, na wschodzie mapy.
"Skoro świt" się trochę przesunęło w czasie... I dopiero chwilę przed 11 wsiadamy na rowery w Poświętnem.

Plan zakłada przejechanie ok. 60 km (zgrubne liczenie "na oko" w samochodzie) poczynając od punktu 19, potem 20, 3 i następnie 8 i 18. Założyliśmy, że punkty w lesie trudno może być znaleźć po ciemku, w dodatku i 19, i 20 to szczyty wzniesień - łatwiej je podjechać w pełni sił. Za to powrót z Domaniewic do samochodu rysował nam się przyjemnym asfaltem. Ok 16 powinniśmy być już z powrotem z kompletem punktów :)

Jak to zwykle bywa - plan sobie, życie sobie. Do punktu 19 trafiliśmy bez trudu, ale z trudem jechaliśmy. Obrana droga w sporej części przypominała plażę, a nasza wycieczka - spacer z rowerem zamiast jazdę :| Do punktu przebyliśmy drogę prawie 9 km, a zajęło to nam około godziny! Po drodze zatrzymaliśmy się tylko na chwilę na przystankach trasy "Śladami Oddziału Majora Hubala".
Śladami oddziału majora Hubala © SylaNaRowerze1


irytujący, niezaplanowany spacer © SylaNaRowerze1


No i w końcu jest! PK 19 na szczycie wzniesienia © SylaNaRowerze1


Do punktu 20 postanawiamy jechać asfaltem. Ok. 12 km przez Idzikowice, Brzuzę, Giełzów, Radzice i Dąbrówkę pokonujemy dosyć sprawnie, na chwilę zbaczamy nad jezioro Drzewickie, a potem 2 km znów brodząc w piasku.
po drodze mijamy stację towarową w Idzikowicach © SylaNaRowerze1


taki obrazek widziałam chyba ostatni raz jako dziecko, u babci na wsi © SylaNaRowerze1


jesienny krajobraz © SylaNaRowerze1


jezioro Drzewickie © SylaNaRowerze1


i znowu piaaach :/ © SylaNaRowerze1


PK 20 zdobyty! © SylaNaRowerze1


jeszcze jeden dowód, dla wielbicieli mojego uśmiechu ;) © SylaNaRowerze1


Do PK 3 znów prowadzi nas asfalt (ok 10 km + 2 km lasem). Aby ominąć fragmenty piaszczyste decydujemy się nadrobić kawałek drogi i nawet na chwilę wyjeżdżamy poza mapę :) Szczęśliwie udaje nam się wrócić i odnaleźć punkt położony przy kapliczce na wzniesieniu.
kapliczka na wzniesieniu przy PK 3 © SylaNaRowerze1


upadający krzyż © SylaNaRowerze1


w promocji jeszcze jedna fota z wyszczerzonymi zębami :) © SylaNaRowerze1


trochę nieostre, ale z grubsza widać, że górka zacna. Jaro zjechał, a ja nawet nie podjechałam ;) © SylaNaRowerze1


Stąd jedziemy do Domaniewic, przeprawić się promem na lewy brzeg Pilicy. Znów ok. 10 km asfaltem. Jedzie się dobrze, choć jest już chłodno (ok. -3,5 stopnia) i wieje mało przyjemny wiatr. Gdy dojeżdżamy do promu jest już praktycznie ciemno.
Płacimy 4 zł i na dzień dobry Jarek słyszy "weź pan to i ciągnij!". A po chwili "no mocniej, mocniej, tutaj jest mielizna". Nie ma to jak dobra organizacja pracy ;)
Jest godzina 16:15 (o tej porze mieliśmy być już w aucie!), prom działa do 18. Już podejrzewamy kłopoty. Asekuracyjnie dopytujemy czy możemy się chwilę spóźnić. Chwilę tak. "Operator" mieszka praktycznie przy samym promie, w razie czego mamy podejść do domu. Uff, jesteśmy spokojniejsi :)

oto i prom © SylaNaRowerze1


zachód słońca nad Pilicą © SylaNaRowerze1


i jeszcze zachód © SylaNaRowerze1


Decydujemy się najpierw znaleźć 8. Jest bliziutko, ale podjazd lasem, o tej porze dnia (nocy) może być ciężko... Przecinkę w lesie znajdujemy bez problemu, jedziemy w kierunku Pilicy i nagle niespodzianka. Urwisko. Tego nie było w planie... Zostawiamy rowery na górze, sami schodzimy na poszukiwania punktu. Nie wiem czy mieliśmy sporo szczęścia, czy było to łatwe zadanie, ale znajdujemy punk w miarę sprawnie. Idziemy ścieżką do samej rzeki, przy brzegu też ścieżka, chyba poprawiona przy wyrębie drzew. I oto jest!

Punkt 8 zdobyty! © SylaNaRowerze1


uwierzcie na słowo - tam jest Pilica © SylaNaRowerze1


Został nam już tylko jeden, 18 punkt. Po wyjściu z lasu (już nie szukaliśmy ścieżki, przeszliśmy na przełaj przez las a potem pole) jedziemy ok. 4 km do Roszkowej Woli, tam odbijamy nad Pilicę. Znaleźliśmy drogę, rzekę, las... Przecinkę w lesie... Znowu rzekę... A punku ani śladu ;( Szukaliśmy go naprawdę długo. Przy samym brzegu, głębiej w lesie, na ścieżce, między drzewami, przy paśniku, w zaroślach... Nawet życiem ryzykowałam! (szukałam tego punktu między drzewami, słyszę za mną Jarka, odwracam się, a jego nie ma. Za chwilę znów te dźwięki poruszającej się w lesie osoby - i znów to nie Jarek. Pewnie sarna wędrująca w okolice paśnika, wystraszona światłem i hałasem, ale ryzykowanie życiem bardziej dramatycznie brzmi, doskonale oddaje charakter tamtej sytuacji ;))
To wszystko na nic. Nie wiem czy ta osiemnastka tam jest, tylko tak dobrze się ukryła, czy może przy wycince drzew zaginęła... Ale jest nam trochę szkoda. To miała być wisienka na torcie, a okazała się być łyżką dziegciu. Jarek chciał jej jeszcze szukać, obszedłby pewnie każde drzewo w tym lasku ;) Z trudem, ale dał się przekonać do tego, aby się poddać. Aura nie była zbyt sprzyjająca, nie wiedzieliśmy czy uda nam się przeprawić przez rzekę promem, czy czeka nas wycieczka do mostu w Mysiakowcu, w dodatku miałam poczucie, że zrobiliśmy wszystko co w tych warunkach mogliśmy. Wygląda na to, że musimy tam jeszcze wrócić :) Ale tym razem MUSI TO BYĆ ZA DNIA.
Punktu nie było, więc fot też nie ma. Wierzcie mi na słowo, że nawet w nocy okolica bardzo urokliwa :)
Do asfaltu postanowiliśmy wrócić drogą. Prowadziła trochę naokoło, ale na mapie zaznaczone są jakieś strumienie, ostatnie czego potrzebowaliśmy to przemoczone buty. Tam decyzja - sprawdzamy, czy prom zadziała, czy od razu kierujemy się do mostu? Sprawdźmy! Jest spora szansa, że gość nas przeprawi (o ile nie świętuje zakończenia pracy gdzieś "na bibce"). Uff, jest w domu. Ale nie obyło się bez pouczeń. Godzina 20:15 to nie 18:15, on już prawie spał i cudem udało nam się go dorwać, a w ogóle to od 19 po podwórzu grasuje groźna suka i nikogo nie wpuszcza! Do tej pory dziękujemy niebiosom za tę niewiarygodną koincydencję zdarzeń, która sprawiła, że udało nam się przeprawić przez rzekę promem :)
Ale mogły się bardziej postarać w kategorii kosztowej. Oszczędzanie dziś modne, a tymczasem to była chyba najdroższa przeprawa promowa w naszym życiu (przynajmniej w przeliczeniu na metry rzeki). Jaro już wprawiony w tej robocie dzielnie pomagał :) I pomknęliśmy do Poświętnego - ok 12 km. Kawałek szutrówką, potem bardzo słabym asfaltem (nawet nie zauważyłam kiedy zmieniła się nawierzchnia), i w końcu naprawdę dobrą jezdnią.

Pomimo sporych przelotów asfaltami średnia prędkość jest porażająco średnia. Długości trasy bardzo niedoszacowałam - pomyłka o 30% to dużo za dużo, chociaż ostatecznie trochę zmodyfikowaliśmy jej przebieg. Na koniec jeszcze jedna niespodzianka - wygląda na to, że bardzo przeżyłam porażkę ;) Jednoznacznie wskazują na to dane z pulsaka:
przeżyłam zawał i nawet nie zauważyłam © SylaNaRowerze1


Słówko podsumowania - super spędzona sobota! Pewnie dzięki tym spacerkom odkryłam mięśnie, o których nie miałam pojęcia że istnieją ;) Nabrałam trochę pokory do punktów kontrolnych przygotowanych na Bike Orient (już zaczęły mi się wydawać trywialne :)) i zdobyłam jeszcze ciut doświadczeń, które na pewno zaprocentują w przyszłości.
  • DST 81.13km
  • Czas 05:29
  • VAVG 14.80km/h
  • VMAX 44.27km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • HRavg 125 ( 62%)
  • Kalorie 3696kcal
  • Sprzęt Viper
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 23 października 2011 Kategoria z mapą

przez lasy i pola

Jaro i ja, okolice Spały, cz.3

Tym razem umówiliśmy się na wspólne rowerowanie z Tymoteuszką. Spotkanie bladym świtem (czyli o 9:30) w Macu w Tomaszowie. Gdy zobaczyliśmy Karolinę od razu zrobiło nam się zimniej i ogarnęły nas wątpliwości czy aby na pewno ubraliśmy się odpowiednio. Ja pod kurtkę założyłam tylko koszulkę termo aktywną, Karola dwa polary! W dodatku powitała nas w kominiarce, przypominała nawet tego bandziora co w piątek obrabował bank na Zgierskiej ;)

Tradycyjnie jak to u nas przygotowania trwały i trwały, jeszcze zakupy w Kauflandzie i chyba ok. 10:30 wyruszyliśmy.
jadę na rowerze ;) © SylaNaRowerze1


Na początek ścieżką rowerową do Spały, potem skręciliśmy na zielony szlak rowerowy i bez problemów dojechaliśmy do PK 2 z Bike Orientu – dawna gajówka. Spodziewałam się starej chatki, ale wcale nie wyglądała na starą ;)
punkt kontrolny numer 2 - podejście 3, zaliczone © SylaNaRowerze1

taka oto okoliczność przyrody nam towarzyszyła © SylaNaRowerze1


Po wielogodzinnych naradach ustaliliśmy, że dalej pojedziemy do mostu w Mysiakowcu, a potem do Poświętnego. Dobra, narada trwała tylko kilka minut, ale wybór nie był oczywisty, a dyskusja była bardzo żywiołowa. My z Jarem odwiedziliśmy do tej pory inne punkty niż Karola. Jej zależało, żebyśmy pojeździli po nowych terenach, my chcieliśmy ją zabrać do tych miejsc, które nam się podobały i które odwiedziliśmy nocą. Kompromis zakładał, że pojedziemy w nieznane dla wszystkich okolice Poświętnego, po drodze zahaczając o punkt 7 - starorzecze Pilicy (my nie widzieliśmy go za dnia, Karola wcale).

Do 7 dojechaliśmy bez większych problemów. Po drodze przez Zakościele zahaczyliśmy o kościół - fajny się z niego rozciąga widok na dolinę Pilicy.
solidna górka, wdrapaliśmy się pieszo © SylaNaRowerze1

kościół p.w. św. Idziego © SylaNaRowerze1


jesień, Pilica i las © SylaNaRowerze1

jesień, Pilica, łąki i las © SylaNaRowerze1

jesień, Pilica, domy i las w oddali © SylaNaRowerze1

Bolek Krzywousty ogląda Pilicę, a Jaro pozuje © SylaNaRowerze1


Potem wjazd w las. Jechało się nieźle pomimo piaszczystych dróg. Dzięki ostatnim opadom piach był wilgotny i ubity. Po drodze dołączył się do nas jeszcze jeden wędrowiec – Szarik pieszczotliwie zwany Burkiem. Towarzyszył nam naprawdę kaaawał drogi.
Burek/Szarik/Włóczykij © SylaNaRowerze1


Na punkcie zrobiliśmy mały popas i odpoczynek. Ostatni spory kawałek jechaliśmy przez wsie i pola, nieosłonięci od wiatru. To nas trochę wychłodziło i zmęczyło, a przecież to nie żaden wyścig, a wycieczka dla przyjemności :) Jeszcze mała sesja zdjęciowa na moście i trzeba ruszać dalej.
starorzecze Pilicy © SylaNaRowerze1

jak przystało na początkujące orientalistki, jemy kanapki na punkcie :D © SylaNaRowerze1

Szarik ciągle z nami © SylaNaRowerze1


Plan zakładał zdobycie punków 15, 20 i 19, a potem powrót do Tomaszowa przez Spałę. Jak po sznurku dotarliśmy do 15, ale trochę już zmęczeni i zdemotywowani przez średnią pogodę postanowiliśmy odpuścić te dwa pozostałe punkty.
Cholerna Góra © SylaNaRowerze1


W drodze powrotnej wstąpiliśmy do Fryszerki. Planowaliśmy to za każdym razem, ale niestety za wcześnie jak dla nas zamykają ;) Tym razem się udało. I wiecie co? Trochę się rozczarowałam. W Sereczynie jest ładniej, milej, w ogóle sympatyczniej :) A rybki lepsze i większy wybór. Zapraszam do Seryczyna!
Fryszerka miała jednak wczoraj istotną przewagę – była nam po drodze, a Sereczyn nie. Wypiliśmy gorącą herbatę, posililiśmy się i trochę zregenerowaliśmy siły. Jak wyszliśmy na powietrze to nawet wydawało nam się, że jest cieplej niż wcześniej, chyba trochę uspokoił się wiatr.
Potoczyliśmy się spokojnie w stronę punktu 9. Fajna ścieżka do niego wiedzie! Podobała się nie tylko nam, ale też różnym zwierzaczkom. Mnie drogę przebiegł chyba dzik (a może to była szynszyla?), Karoli myszka :)
Pilica by night © SylaNaRowerze1


Stąd już powrót przez Ciebłowice do Tomaszowa. Dojechaliśmy zupełnie po ciemku. Chyba decyzja o rezygnacji z punktów 20 i 19 była właściwa. A kilometrów trochę i tak wykręciliśmy i spędziliśmy bardzo miło dzień :)
zmęczeni, ale zadowoleni © SylaNaRowerze1


P.S. Na dłuższym kawału asfaltu (droga 48) sprawdzałam na ile dobrze skalibrowany jest mój licznik. Wyszło mi, że zaniża liczbę km o prawie 10 procent. Czyli chyba jednak wskazania licznika Jarka były prawdziwsze ;)
  • DST 79.20km
  • Czas 04:36
  • VAVG 17.22km/h
  • VMAX 38.87km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • HRmax 189 ( 94%)
  • HRavg 124 ( 61%)
  • Kalorie 2440kcal
  • Sprzęt Viper
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 16 października 2011 Kategoria z mapą

Adventure Orient - odcinek drugi

Zdobywania punktów kontrolnych z Bike Orient (mapa) ciąg dalszy.
Plan zakładał wyjazd o 8, aby dojechać do Spały o przyzwoitej porze i mieć więcej czasu na jazdę zanim zrobi się ciemno. Gdy się obudziłam o 9:20 stwierdziłam, że trudno będzie się go trzymać ;) Tak więc znów wsiedliśmy na rowery dopiero o 12:20.
Ubrałam się jak na atak epoki lodowcowej, a tu słoneczko bardzo przyjemnie grzało i już po kilku pierwszych kilometrach zaczęłam się rozbierać :)
podbój spalskich lasów czas zaczynać! © SylaNaRowerze1


Gdy już ustaliliśmy w którą stronę jechać, bez problemu dotarliśmy na 1 - strażniczówka, a stamtąd prościutko na 6 - skansen Niebowo. Tu pooglądaliśmy eksponaty i straciliśmy trochę czasu. Już mieliśmy odjeżdżać gdy z grzybów wrócili właściciele i się zagadali. Obejrzeliśmy więc także szopę, pomnik przyrody na podwórku i starą oborę przerobioną na pomieszczenia mieszkalne. Rozmawiało się miło, w piecu przyjemnie strzelał ogień, zupka pysznie pachniała, ale trzeba ruszać dalej...
W Niebowie musi być niebiesko :) © SylaNaRowerze1

Zapiski z martwego domu - spodziewalibyście się, że chłopi czytali Dostojewskiego? © SylaNaRowerze1

na salonach u gospodarzy © SylaNaRowerze1


13 - lewy brzeg strumienia - bez najmniejszego problemu, potem 5 - kapliczka na wzniesieniu. Dosyć blisko, ale w lesie, od razu spodziewałam się problemów ze znalezieniem właściwej przecinki. Zwłaszcza, że mapnik skutecznie zasłania licznik i trudno mi kontrolować przejechaną odległość :| Nie bez błędów, ale dojechaliśmy. Całkiem strome to wzniesienie, ale warto było się pomęczyć - punkt naprawdę przepięknie położony, a i zjazd ciekawy :)

Pierwotnie mieliśmy znaleźć jeszcze 9 i zmierzać do Spały, ale tak przyjemnie się jechało, że szkoda było już wracać. Wybraliśmy się zatem na podbój 4 - miejsce biwakowe. Jak po sznurku. No jedziemy dalej! Kusi 10, na mapie tuż obok, ale po drugiej stronie Pilicy... Wpław nie przejdziemy, ale kiedyś i tak trzeba będzie tam dojechać. Więc czemu nie dziś? Potoczyliśmy się więc po piaszczystych, nierównych drogach do mostu w Mysiakowcu. To był chyba najcięższy odcinek tej trasy (dla mnie). Zwłaszcza droga od Kozłowca pokonywana już w ciemnościach na azymut przez las. Ale kobieta-ninja ciemności się nie boi ;) A podobno jak ciemno, to przyjemno. Więc nie ma co marudzić, tylko zdobywać 7 - brzeg starorzecza, jest na wyciągnięcie ręki. Pewnie łatwiej byłoby ją znaleźć za dnia, ale jest jakiś kilometr od mostu, więc odpuścić teraz to byłby grzech. Chwila błądzenia wzdłuż brzegu, ale jest! Nawet w nocy te punkty są banalnie proste do znalezienia w porównaniu z tymi z MTBO ;)
długo szukaliśmy punktu, więc się cieszę jak golas w pokrzywach © SylaNaRowerze1


Na powrót wybraliśmy wariant dłuższy, ale na pewno o tej porze przyjemniejszy, łatwiejszy i pewnie szybszy. Dojechaliśmy do Rzeczycy, tam zrobiliśmy dłuższą przerwę na ciepłą kolację i w drogę 726. Kawałek ujechaliśmy, ale gdy wjechałam w las jakoś wyjątkowo ciemno się zrobiło. Gdzie oświetlające mnie z tyłu światło od roweru Jarka? Gdzie Jaro? Pewnie znów gada przez telefon - w pracy nawet w niedzielę nie mogą się bez niego obejść. Zwalniam i czekam, ale nie goni. Wyciągam telefon - gdzież Ty? "Złapałem gumę". No to k. pięknie. Na przepięknej, płaskiej jak naleśnik nawierzchni? Zapasowej dętki brak... Jakoś dopompował i tniemy, póki możemy.

Jeszcze w Liciążnej decyzja - podjeżdżamy zdobyć 10 - lewy brzeg Pilicy. Właściwą przecinkę znajdujemy bez problemu, tylko trochę poszukiwań już przy samym brzegu, punkt schowany w zaroślach, ale jest! :D Temperatura nad rzeką przeraźliwa - minus 3 stopnie. Przydaje się moje ciepłe ubranie. Powietrza w kole coraz mniej, jedziemy dalej z zawrotną prędkością ok 15 km/h, a Jaro spocony jak w ukropie. Tak się dotoczyliśmy do auta, odpuściliśmy sobie już 2, która chodziła nam po głowie ;) Będzie powód, żeby tu jeszcze wrócić.

Podsumowując - dzień spędzony rewelacyjnie! Nie zmęczyły mnie te kilometry za bardzo, może dlatego że dbałam o jedzenie i picie. Pięć i pół godziny w siodle, ale od wyjazdu do powrotu minęło ponad 9 godzin. To tu, to tam i się uzbierało, chociaż przeraża mnie to jak dużo. Muszę się następnym razem bardziej pilnować.
  • DST 91.41km
  • Czas 05:28
  • VAVG 16.72km/h
  • VMAX 39.26km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • HRmax 190 ( 94%)
  • HRavg 128 ( 63%)
  • Kalorie 3811kcal
  • Sprzęt Viper
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 8 października 2011 Kategoria z mapą

MTBO Łucznica

Mój pierwszy maraton na orientację...
Rewelacyjne trasy (chociaż sporo piaszczystych odcinków) i super frajda z jazdy! Niestety wynikiem nie ma się co chwalić, ale jak to mówią - pierwsze koty za płoty.
Jestem na zaszczytnym 20 miejscu od końca :) Pociesza mnie, że podobno "MTBO ma jedną z trudniejszych nawigacyjnie tras" :) Ale i tak popełniłam dwa wielbłądy nawigacyjne, kilka mniejszych no i nie wiem na co straciłam dwie godziny bez roweru. Czas jazdy 4:25, a na mecie byłam po 6:36 od startu. Sporo tego wyszło, a wydawało mi się, że czasu niepotrzebnie nie tracę... Cóż, praktycznie każdego punktu musiałam długo szukać. Nawet jak wiedziałam, że musi gdzieś TU być, to chwilę zajmowało mi jego odnalezienie. Lampiony czy pale z Orientu byłyby bardziej widoczne, ale to szukanie też dodawało smaczku :)
Jestem dumna ze zdobycia PK11 i to odcinkiem specjalnym, jak to ktoś ujął - kanałem błotnym. "Jazda" tam była mało efektywna, ale bardzo mi się podobało :)

Żałuję tylko, że moje pierwsze zmagania z mapą przypadają na koniec sezonu. Muszę czekać pół roku na pokazanie na co mnie stać ;)

Łucznica - MTBO, mapy rozdane - foto pożyczone od surf © surf
  • DST 65.84km
  • Czas 04:25
  • VAVG 14.91km/h
  • VMAX 34.77km/h
  • HRmax 188 ( 93%)
  • HRavg 148 ( 73%)
  • Kalorie 3427kcal
  • Sprzęt Viper
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 2 października 2011 Kategoria z mapą

Spała i okolice - ja tu jeszcze wrócę :)

I kilka punktów z ostatniego Bike Orient, na którym nie mogłam być. Teraz nadrabiam :)
mój pierwszy punkt! © SylaNaRowerze1

to dokąd potem? © SylaNaRowerze1

perforacja ;) © SylaNaRowerze1

którędy teraz? © SylaNaRowerze1

punkt ciemną nocą © SylaNaRowerze1

Jak już tam byłam nie mogłam go przecież zostawić... Ale powrót był hardcorowy. Nie spodziewałam się jazdy nocnej, więc nie miałam mocnego światła. W dodatku wybrałam najkrótszą drogę powrotną, ale daleko było jej do szerokiej, wygodnej leśnej ścieżki... Ledwo zaznaczona dróżka o przekroju sinusoidy (w pionie), chwilami tak wąska że nie dało się jechać, tylko trzeba było prowadzić rower, za to wypełniona jeżynami. Moje łydki wyglądają teraz jakbym bardzo nieumiejętnie przeprowadzała depilację ;)
Ale... To była rewelacyjna wycieczka!

dodatkowy punkt widokowy w drodze powrotnej © SylaNaRowerze1
  • DST 55.02km
  • Czas 04:03
  • VAVG 13.59km/h
  • VMAX 38.68km/h
  • HRmax 173 ( 86%)
  • HRavg 122 ( 60%)
  • Kalorie 2954kcal
  • Sprzęt Viper
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl