Wpisy archiwalne w miesiącu
Listopad, 2011
Dystans całkowity: | 584.49 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 32:31 |
Średnia prędkość: | 17.98 km/h |
Maksymalna prędkość: | 44.88 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 178 (88 %) |
Maks. tętno średnie: | 143 (71 %) |
Suma kalorii: | 7461 kcal |
Liczba aktywności: | 24 |
Średnio na aktywność: | 24.35 km i 1h 21m |
Więcej statystyk |
Piątek, 18 listopada 2011
piątkowy poranek - idealny na polowanie
Do pracy jechało mi się lekko i jednocześnie bardzo szybko. Nic dziwnego, że gołąb wyczuwając niebezpieczeństwo postanowił uciec. Nieszczęśliwie wzbił się w tę samą stronę, z której ja go omijałam. Skrzydło wpadło między szprychy... Rower wyszedł z tego cało, gołąb nie.
W drodze z pracy kusiło mnie, żeby tak wjechać w któregoś z pieszych kręcących się po DDR, ale to już groziło skutkami dla roweru, więc sobie odpuściłam ;)
W drodze z pracy kusiło mnie, żeby tak wjechać w któregoś z pieszych kręcących się po DDR, ale to już groziło skutkami dla roweru, więc sobie odpuściłam ;)
- DST 11.57km
- Czas 00:31
- VAVG 22.39km/h
- VMAX 36.68km/h
- Sprzęt Viper
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 17 listopada 2011
powód do wstydu dla nich, czy do dumy dla mnie?
Do pracy jak zawsze spóźniona, po pracy też szybko, bo zimno.
Na przejeździe z Piotrkowską spotkałam jakiegoś rowerzystę, a zaraz potem kolejnego. Jakoś niemrawo ruszali spod świateł, więc ruszyłam pierwsza. A oni bezczelnie się podczepili ;) Całą drogę do domu ciągnęłam pociąg - ja, słaba kobieta :) Już się zastanawiałam, czy też skręcą pod mój blok, ale ta stacja widać była im nie po drodze.
Na przejeździe z Piotrkowską spotkałam jakiegoś rowerzystę, a zaraz potem kolejnego. Jakoś niemrawo ruszali spod świateł, więc ruszyłam pierwsza. A oni bezczelnie się podczepili ;) Całą drogę do domu ciągnęłam pociąg - ja, słaba kobieta :) Już się zastanawiałam, czy też skręcą pod mój blok, ale ta stacja widać była im nie po drodze.
- DST 11.57km
- Czas 00:31
- VAVG 22.39km/h
- VMAX 36.65km/h
- Sprzęt Viper
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 16 listopada 2011
nudna środa
Dopadł mnie dzisiaj leń i nic mi się nie chciało. Z dłuższą wycieczką czekam na powrót chcenia ;)
- DST 11.56km
- Czas 00:32
- VAVG 21.68km/h
- VMAX 36.85km/h
- Sprzęt Viper
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 15 listopada 2011
błotnik mi się teleboce
co doprowadza mnie do furii :/
A tak poza - fajnie się dziś jechało. Ładna pogada. I tak leciutko jakoś :)
A tak poza - fajnie się dziś jechało. Ładna pogada. I tak leciutko jakoś :)
- DST 13.59km
- Czas 00:38
- VAVG 21.46km/h
- VMAX 32.32km/h
- Sprzęt Viper
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 14 listopada 2011
jak ten wół transportowy
Po pracy zrobiłam małe zakupy. Tzn. miały być małe, bo nie miałam ze sobą plecaka, a mój rower nie jest wyposażony w bagażnik ani koszyk, ani sakwy tym bardziej. Ale wyszły trochę większe... I wiozłam torby na kierowniku :) Ciekawie utrzymuje się tak równowagę, równie ciekawie musiało to wyglądać. Muszę kiedyś zrobić taką fotę, dla potomnych ;)
- DST 12.32km
- Czas 00:37
- VAVG 19.98km/h
- VMAX 31.50km/h
- Sprzęt Viper
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 12 listopada 2011
Kategoria z mapą
widział ktoś ostatnio osiemnastkę zagubioną w lesie?
Jaro i ja, Adventure Orient cz.4 i nie ostatnia
Po naprawdę ładnym piątku sobota zapowiadała się równie przyjemnie, więc zdecydowaliśmy, że skoro świt ruszamy zdobyć ostatnie punkty kontrolne, na wschodzie mapy.
"Skoro świt" się trochę przesunęło w czasie... I dopiero chwilę przed 11 wsiadamy na rowery w Poświętnem.
Plan zakłada przejechanie ok. 60 km (zgrubne liczenie "na oko" w samochodzie) poczynając od punktu 19, potem 20, 3 i następnie 8 i 18. Założyliśmy, że punkty w lesie trudno może być znaleźć po ciemku, w dodatku i 19, i 20 to szczyty wzniesień - łatwiej je podjechać w pełni sił. Za to powrót z Domaniewic do samochodu rysował nam się przyjemnym asfaltem. Ok 16 powinniśmy być już z powrotem z kompletem punktów :)
Jak to zwykle bywa - plan sobie, życie sobie. Do punktu 19 trafiliśmy bez trudu, ale z trudem jechaliśmy. Obrana droga w sporej części przypominała plażę, a nasza wycieczka - spacer z rowerem zamiast jazdę :| Do punktu przebyliśmy drogę prawie 9 km, a zajęło to nam około godziny! Po drodze zatrzymaliśmy się tylko na chwilę na przystankach trasy "Śladami Oddziału Majora Hubala".
Do punktu 20 postanawiamy jechać asfaltem. Ok. 12 km przez Idzikowice, Brzuzę, Giełzów, Radzice i Dąbrówkę pokonujemy dosyć sprawnie, na chwilę zbaczamy nad jezioro Drzewickie, a potem 2 km znów brodząc w piasku.
Do PK 3 znów prowadzi nas asfalt (ok 10 km + 2 km lasem). Aby ominąć fragmenty piaszczyste decydujemy się nadrobić kawałek drogi i nawet na chwilę wyjeżdżamy poza mapę :) Szczęśliwie udaje nam się wrócić i odnaleźć punkt położony przy kapliczce na wzniesieniu.
Stąd jedziemy do Domaniewic, przeprawić się promem na lewy brzeg Pilicy. Znów ok. 10 km asfaltem. Jedzie się dobrze, choć jest już chłodno (ok. -3,5 stopnia) i wieje mało przyjemny wiatr. Gdy dojeżdżamy do promu jest już praktycznie ciemno.
Płacimy 4 zł i na dzień dobry Jarek słyszy "weź pan to i ciągnij!". A po chwili "no mocniej, mocniej, tutaj jest mielizna". Nie ma to jak dobra organizacja pracy ;)
Jest godzina 16:15 (o tej porze mieliśmy być już w aucie!), prom działa do 18. Już podejrzewamy kłopoty. Asekuracyjnie dopytujemy czy możemy się chwilę spóźnić. Chwilę tak. "Operator" mieszka praktycznie przy samym promie, w razie czego mamy podejść do domu. Uff, jesteśmy spokojniejsi :)
Decydujemy się najpierw znaleźć 8. Jest bliziutko, ale podjazd lasem, o tej porze dnia (nocy) może być ciężko... Przecinkę w lesie znajdujemy bez problemu, jedziemy w kierunku Pilicy i nagle niespodzianka. Urwisko. Tego nie było w planie... Zostawiamy rowery na górze, sami schodzimy na poszukiwania punktu. Nie wiem czy mieliśmy sporo szczęścia, czy było to łatwe zadanie, ale znajdujemy punk w miarę sprawnie. Idziemy ścieżką do samej rzeki, przy brzegu też ścieżka, chyba poprawiona przy wyrębie drzew. I oto jest!
Został nam już tylko jeden, 18 punkt. Po wyjściu z lasu (już nie szukaliśmy ścieżki, przeszliśmy na przełaj przez las a potem pole) jedziemy ok. 4 km do Roszkowej Woli, tam odbijamy nad Pilicę. Znaleźliśmy drogę, rzekę, las... Przecinkę w lesie... Znowu rzekę... A punku ani śladu ;( Szukaliśmy go naprawdę długo. Przy samym brzegu, głębiej w lesie, na ścieżce, między drzewami, przy paśniku, w zaroślach... Nawet życiem ryzykowałam! (szukałam tego punktu między drzewami, słyszę za mną Jarka, odwracam się, a jego nie ma. Za chwilę znów te dźwięki poruszającej się w lesie osoby - i znów to nie Jarek. Pewnie sarna wędrująca w okolice paśnika, wystraszona światłem i hałasem, ale ryzykowanie życiem bardziej dramatycznie brzmi, doskonale oddaje charakter tamtej sytuacji ;))
To wszystko na nic. Nie wiem czy ta osiemnastka tam jest, tylko tak dobrze się ukryła, czy może przy wycince drzew zaginęła... Ale jest nam trochę szkoda. To miała być wisienka na torcie, a okazała się być łyżką dziegciu. Jarek chciał jej jeszcze szukać, obszedłby pewnie każde drzewo w tym lasku ;) Z trudem, ale dał się przekonać do tego, aby się poddać. Aura nie była zbyt sprzyjająca, nie wiedzieliśmy czy uda nam się przeprawić przez rzekę promem, czy czeka nas wycieczka do mostu w Mysiakowcu, w dodatku miałam poczucie, że zrobiliśmy wszystko co w tych warunkach mogliśmy. Wygląda na to, że musimy tam jeszcze wrócić :) Ale tym razem MUSI TO BYĆ ZA DNIA.
Punktu nie było, więc fot też nie ma. Wierzcie mi na słowo, że nawet w nocy okolica bardzo urokliwa :)
Do asfaltu postanowiliśmy wrócić drogą. Prowadziła trochę naokoło, ale na mapie zaznaczone są jakieś strumienie, ostatnie czego potrzebowaliśmy to przemoczone buty. Tam decyzja - sprawdzamy, czy prom zadziała, czy od razu kierujemy się do mostu? Sprawdźmy! Jest spora szansa, że gość nas przeprawi (o ile nie świętuje zakończenia pracy gdzieś "na bibce"). Uff, jest w domu. Ale nie obyło się bez pouczeń. Godzina 20:15 to nie 18:15, on już prawie spał i cudem udało nam się go dorwać, a w ogóle to od 19 po podwórzu grasuje groźna suka i nikogo nie wpuszcza! Do tej pory dziękujemy niebiosom za tę niewiarygodną koincydencję zdarzeń, która sprawiła, że udało nam się przeprawić przez rzekę promem :)
Ale mogły się bardziej postarać w kategorii kosztowej. Oszczędzanie dziś modne, a tymczasem to była chyba najdroższa przeprawa promowa w naszym życiu (przynajmniej w przeliczeniu na metry rzeki). Jaro już wprawiony w tej robocie dzielnie pomagał :) I pomknęliśmy do Poświętnego - ok 12 km. Kawałek szutrówką, potem bardzo słabym asfaltem (nawet nie zauważyłam kiedy zmieniła się nawierzchnia), i w końcu naprawdę dobrą jezdnią.
Pomimo sporych przelotów asfaltami średnia prędkość jest porażająco średnia. Długości trasy bardzo niedoszacowałam - pomyłka o 30% to dużo za dużo, chociaż ostatecznie trochę zmodyfikowaliśmy jej przebieg. Na koniec jeszcze jedna niespodzianka - wygląda na to, że bardzo przeżyłam porażkę ;) Jednoznacznie wskazują na to dane z pulsaka:
Słówko podsumowania - super spędzona sobota! Pewnie dzięki tym spacerkom odkryłam mięśnie, o których nie miałam pojęcia że istnieją ;) Nabrałam trochę pokory do punktów kontrolnych przygotowanych na Bike Orient (już zaczęły mi się wydawać trywialne :)) i zdobyłam jeszcze ciut doświadczeń, które na pewno zaprocentują w przyszłości.
Po naprawdę ładnym piątku sobota zapowiadała się równie przyjemnie, więc zdecydowaliśmy, że skoro świt ruszamy zdobyć ostatnie punkty kontrolne, na wschodzie mapy.
"Skoro świt" się trochę przesunęło w czasie... I dopiero chwilę przed 11 wsiadamy na rowery w Poświętnem.
Plan zakłada przejechanie ok. 60 km (zgrubne liczenie "na oko" w samochodzie) poczynając od punktu 19, potem 20, 3 i następnie 8 i 18. Założyliśmy, że punkty w lesie trudno może być znaleźć po ciemku, w dodatku i 19, i 20 to szczyty wzniesień - łatwiej je podjechać w pełni sił. Za to powrót z Domaniewic do samochodu rysował nam się przyjemnym asfaltem. Ok 16 powinniśmy być już z powrotem z kompletem punktów :)
Jak to zwykle bywa - plan sobie, życie sobie. Do punktu 19 trafiliśmy bez trudu, ale z trudem jechaliśmy. Obrana droga w sporej części przypominała plażę, a nasza wycieczka - spacer z rowerem zamiast jazdę :| Do punktu przebyliśmy drogę prawie 9 km, a zajęło to nam około godziny! Po drodze zatrzymaliśmy się tylko na chwilę na przystankach trasy "Śladami Oddziału Majora Hubala".
Śladami oddziału majora Hubala© SylaNaRowerze1
irytujący, niezaplanowany spacer© SylaNaRowerze1
No i w końcu jest! PK 19 na szczycie wzniesienia© SylaNaRowerze1
Do punktu 20 postanawiamy jechać asfaltem. Ok. 12 km przez Idzikowice, Brzuzę, Giełzów, Radzice i Dąbrówkę pokonujemy dosyć sprawnie, na chwilę zbaczamy nad jezioro Drzewickie, a potem 2 km znów brodząc w piasku.
po drodze mijamy stację towarową w Idzikowicach© SylaNaRowerze1
taki obrazek widziałam chyba ostatni raz jako dziecko, u babci na wsi© SylaNaRowerze1
jesienny krajobraz© SylaNaRowerze1
jezioro Drzewickie© SylaNaRowerze1
i znowu piaaach :/© SylaNaRowerze1
PK 20 zdobyty!© SylaNaRowerze1
jeszcze jeden dowód, dla wielbicieli mojego uśmiechu ;)© SylaNaRowerze1
Do PK 3 znów prowadzi nas asfalt (ok 10 km + 2 km lasem). Aby ominąć fragmenty piaszczyste decydujemy się nadrobić kawałek drogi i nawet na chwilę wyjeżdżamy poza mapę :) Szczęśliwie udaje nam się wrócić i odnaleźć punkt położony przy kapliczce na wzniesieniu.
kapliczka na wzniesieniu przy PK 3© SylaNaRowerze1
upadający krzyż© SylaNaRowerze1
w promocji jeszcze jedna fota z wyszczerzonymi zębami :)© SylaNaRowerze1
trochę nieostre, ale z grubsza widać, że górka zacna. Jaro zjechał, a ja nawet nie podjechałam ;)© SylaNaRowerze1
Stąd jedziemy do Domaniewic, przeprawić się promem na lewy brzeg Pilicy. Znów ok. 10 km asfaltem. Jedzie się dobrze, choć jest już chłodno (ok. -3,5 stopnia) i wieje mało przyjemny wiatr. Gdy dojeżdżamy do promu jest już praktycznie ciemno.
Płacimy 4 zł i na dzień dobry Jarek słyszy "weź pan to i ciągnij!". A po chwili "no mocniej, mocniej, tutaj jest mielizna". Nie ma to jak dobra organizacja pracy ;)
Jest godzina 16:15 (o tej porze mieliśmy być już w aucie!), prom działa do 18. Już podejrzewamy kłopoty. Asekuracyjnie dopytujemy czy możemy się chwilę spóźnić. Chwilę tak. "Operator" mieszka praktycznie przy samym promie, w razie czego mamy podejść do domu. Uff, jesteśmy spokojniejsi :)
oto i prom© SylaNaRowerze1
zachód słońca nad Pilicą© SylaNaRowerze1
i jeszcze zachód© SylaNaRowerze1
Decydujemy się najpierw znaleźć 8. Jest bliziutko, ale podjazd lasem, o tej porze dnia (nocy) może być ciężko... Przecinkę w lesie znajdujemy bez problemu, jedziemy w kierunku Pilicy i nagle niespodzianka. Urwisko. Tego nie było w planie... Zostawiamy rowery na górze, sami schodzimy na poszukiwania punktu. Nie wiem czy mieliśmy sporo szczęścia, czy było to łatwe zadanie, ale znajdujemy punk w miarę sprawnie. Idziemy ścieżką do samej rzeki, przy brzegu też ścieżka, chyba poprawiona przy wyrębie drzew. I oto jest!
Punkt 8 zdobyty!© SylaNaRowerze1
uwierzcie na słowo - tam jest Pilica© SylaNaRowerze1
Został nam już tylko jeden, 18 punkt. Po wyjściu z lasu (już nie szukaliśmy ścieżki, przeszliśmy na przełaj przez las a potem pole) jedziemy ok. 4 km do Roszkowej Woli, tam odbijamy nad Pilicę. Znaleźliśmy drogę, rzekę, las... Przecinkę w lesie... Znowu rzekę... A punku ani śladu ;( Szukaliśmy go naprawdę długo. Przy samym brzegu, głębiej w lesie, na ścieżce, między drzewami, przy paśniku, w zaroślach... Nawet życiem ryzykowałam! (szukałam tego punktu między drzewami, słyszę za mną Jarka, odwracam się, a jego nie ma. Za chwilę znów te dźwięki poruszającej się w lesie osoby - i znów to nie Jarek. Pewnie sarna wędrująca w okolice paśnika, wystraszona światłem i hałasem, ale ryzykowanie życiem bardziej dramatycznie brzmi, doskonale oddaje charakter tamtej sytuacji ;))
To wszystko na nic. Nie wiem czy ta osiemnastka tam jest, tylko tak dobrze się ukryła, czy może przy wycince drzew zaginęła... Ale jest nam trochę szkoda. To miała być wisienka na torcie, a okazała się być łyżką dziegciu. Jarek chciał jej jeszcze szukać, obszedłby pewnie każde drzewo w tym lasku ;) Z trudem, ale dał się przekonać do tego, aby się poddać. Aura nie była zbyt sprzyjająca, nie wiedzieliśmy czy uda nam się przeprawić przez rzekę promem, czy czeka nas wycieczka do mostu w Mysiakowcu, w dodatku miałam poczucie, że zrobiliśmy wszystko co w tych warunkach mogliśmy. Wygląda na to, że musimy tam jeszcze wrócić :) Ale tym razem MUSI TO BYĆ ZA DNIA.
Punktu nie było, więc fot też nie ma. Wierzcie mi na słowo, że nawet w nocy okolica bardzo urokliwa :)
Do asfaltu postanowiliśmy wrócić drogą. Prowadziła trochę naokoło, ale na mapie zaznaczone są jakieś strumienie, ostatnie czego potrzebowaliśmy to przemoczone buty. Tam decyzja - sprawdzamy, czy prom zadziała, czy od razu kierujemy się do mostu? Sprawdźmy! Jest spora szansa, że gość nas przeprawi (o ile nie świętuje zakończenia pracy gdzieś "na bibce"). Uff, jest w domu. Ale nie obyło się bez pouczeń. Godzina 20:15 to nie 18:15, on już prawie spał i cudem udało nam się go dorwać, a w ogóle to od 19 po podwórzu grasuje groźna suka i nikogo nie wpuszcza! Do tej pory dziękujemy niebiosom za tę niewiarygodną koincydencję zdarzeń, która sprawiła, że udało nam się przeprawić przez rzekę promem :)
Ale mogły się bardziej postarać w kategorii kosztowej. Oszczędzanie dziś modne, a tymczasem to była chyba najdroższa przeprawa promowa w naszym życiu (przynajmniej w przeliczeniu na metry rzeki). Jaro już wprawiony w tej robocie dzielnie pomagał :) I pomknęliśmy do Poświętnego - ok 12 km. Kawałek szutrówką, potem bardzo słabym asfaltem (nawet nie zauważyłam kiedy zmieniła się nawierzchnia), i w końcu naprawdę dobrą jezdnią.
Pomimo sporych przelotów asfaltami średnia prędkość jest porażająco średnia. Długości trasy bardzo niedoszacowałam - pomyłka o 30% to dużo za dużo, chociaż ostatecznie trochę zmodyfikowaliśmy jej przebieg. Na koniec jeszcze jedna niespodzianka - wygląda na to, że bardzo przeżyłam porażkę ;) Jednoznacznie wskazują na to dane z pulsaka:
przeżyłam zawał i nawet nie zauważyłam© SylaNaRowerze1
Słówko podsumowania - super spędzona sobota! Pewnie dzięki tym spacerkom odkryłam mięśnie, o których nie miałam pojęcia że istnieją ;) Nabrałam trochę pokory do punktów kontrolnych przygotowanych na Bike Orient (już zaczęły mi się wydawać trywialne :)) i zdobyłam jeszcze ciut doświadczeń, które na pewno zaprocentują w przyszłości.
- DST 81.13km
- Czas 05:29
- VAVG 14.80km/h
- VMAX 44.27km/h
- Temperatura 1.0°C
- HRavg 125 ( 62%)
- Kalorie 3696kcal
- Sprzęt Viper
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 11 listopada 2011
Kategoria masakrycznie
Po co wam wolność? Macie przecież telewizję
Dzisiaj patriotycznie wybrałam się na świąteczny przejazd rowerem przez miasto. Było całkiem miło :) Mimo przewidywań Kazika i wymagającej aury 350 osób wybrało dziś rower od siedzenia przed telewizorem. I było warto! Trasa miała ok 13 km i była związana z tradycjami niepodległościowymi, a słoneczko uprzyjemniało nam drogę.
A przygrywały nam takie przeboje:
Słoneczko tak ładnie przyświecało, że nie mogłam tak szybko wrócić do domu! Wybrałam się na podbój Łagiewnik :)
niebieskie zdjęcie z niebieskimi© SylaNaRowerze1
oto ja© SylaNaRowerze1
jadymy© SylaNaRowerze1
A przygrywały nam takie przeboje:
Słoneczko tak ładnie przyświecało, że nie mogłam tak szybko wrócić do domu! Wybrałam się na podbój Łagiewnik :)
jesień w Łagiewnikach© SylaNaRowerze1
Łagiewniki© SylaNaRowerze1
Łagiewniki jesienią© SylaNaRowerze1
Sylwia w Łagiewnikach© SylaNaRowerze1
- DST 51.05km
- Czas 02:50
- VAVG 18.02km/h
- VMAX 39.94km/h
- Temperatura 2.0°C
- Sprzęt Viper
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 10 listopada 2011
Świat jest tylko umysłem
podobno. Tak mówili na wykładzie, którego dziś wysłuchałam.
No i wymyśliłam, że skoro już mogę wpływać na rzeczywistość i sama ją kształtować, skoro to tylko stan mojego umysłu, to wymyślę że pogoda sprzyja dłuższemu powrotowi. Już widziałam siebie na Chocianowickiej :)
Ale chyba jeszcze muszę potrenować to kształtowanie rzeczywistości - temperatura w okolicach zera i całkiem mocny wiatr wybiły mi pedałowanie z głowy. Może i nawet dobrze wyszło, i tak byłam w domu po 23. To już chyba nie jest pora na samotne wycieczki bocznymi drogami.
No i wymyśliłam, że skoro już mogę wpływać na rzeczywistość i sama ją kształtować, skoro to tylko stan mojego umysłu, to wymyślę że pogoda sprzyja dłuższemu powrotowi. Już widziałam siebie na Chocianowickiej :)
Ale chyba jeszcze muszę potrenować to kształtowanie rzeczywistości - temperatura w okolicach zera i całkiem mocny wiatr wybiły mi pedałowanie z głowy. Może i nawet dobrze wyszło, i tak byłam w domu po 23. To już chyba nie jest pora na samotne wycieczki bocznymi drogami.
- DST 16.44km
- Czas 00:46
- VAVG 21.44km/h
- VMAX 40.15km/h
- Temperatura 1.0°C
- Sprzęt Viper
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 9 listopada 2011
praca
- DST 11.54km
- Czas 00:32
- VAVG 21.64km/h
- VMAX 38.50km/h
- Sprzęt Viper
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 7 listopada 2011
a w poniedziałek trzeba wracać do pracy :|
Nic do dodania poza tym co napisane.
A jednak! Dziś pan z Lidla poprosił mnie o dowód osobisty (musiałam małe zakupy zrobić ;) i zajebiście poprawił mi tym humor :D
A jednak! Dziś pan z Lidla poprosił mnie o dowód osobisty (musiałam małe zakupy zrobić ;) i zajebiście poprawił mi tym humor :D
- DST 11.55km
- Czas 00:34
- VAVG 20.38km/h
- VMAX 36.65km/h
- Sprzęt Viper
- Aktywność Jazda na rowerze